Łoże szczęścia

Gdy przychodziła noc, on brał w objęcia je, pod baldachimem bezwstydności.
Księżyca boski blask, poświata nagich ciał, oblani potem swej miłości.
Nie znali słowa nie, w spontaniczności swej, gdy północ z rankiem się mieszała.
W pościeli mokrej tak, wirował nocą świat, Wenus swe modły odprawiała.

Zabierał obydwie, na jawie i we śnie, do świata pragnień i fantazji.
Ustami w ustach grał, malował łuki ciał, dzikim kolorem wyobraźni.
Namiętnie patrzył gdy, spełniały swoje sny, kochał, gdy wspólnie szczytowały.
Dotykiem dawał klucz, do świata spełnień wrót. Obie go za to uwielbiały.

Gerard Karwowski
17 kwietnia 2018, Warszawa

Podziel się swoimi przemyśleniami...

Poezja: