Pociąg do piekła
Jadą żywe trupy, stojące, zgniecione.
Bez wody i tlenu każdy szczy pod siebie.
Mąż tuli w ramionach swoją martwą żonę.
Matka trzyma w dłoniach uduszone dziecię.
Drewnianym wagonem stukają podkłady.
A każdy kilometr to kolejne życie.
Kieruje pociągiem zły anioł zagłady.
Dostawa ma trafić do piekła o świcie.
Smród kału i potu ze śmiercią zmieszany.
Pędzi pociąg śmierci, swych drzwi nie otwiera.
Masa żywych trupów, od ściany do ściany.
Co chwilę w wagonach ktoś nowy umiera.
Na niebie wschód słońca, czerwienią krwi świeci.
W wagonach jęk tłumu dzieci swoje chowa.
Dojechał do piekła martwy pociąg śmierci.
A stacją końcową komora gazowa.
06 grudnia 2016, Warszawa
Podziel się swoimi przemyśleniami...